Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/036

Ta strona została uwierzytelniona.

ręce kościste lecz silne, uszy tylko nieco hyperbolicznej wielkości. Wszedł krokiem cichym i niepewnym, lecz jakkolwiek stąpał cicho po kamiennej posadzce pracowni, usłyszał szelest Twardowski, porwał się, obrócił, i już oczy przechodnia w siebie wlepione spotkał.
Wiecie że tak wąż patrzy na ptaka, aby go oczarować i połknąć potem.
Nie omylił się Twardowski, gdy wnosząc zaraz ze stroju, poznał w nim jakiegoś uczonego, i skrzywił się sądząc, że jak pospolicie przychodził mu zarzucić jaką trudność, podchwycić go w czem, wypróbować lub o radę prosić.
W tem mniemaniu od razu chciał go z niczem odprawić, gdy szatan wiedząc że nie ma człowieka, któregoby ze strony miłości własnej pochlebstwem złagodzić nie można zręcznie, zaczął długą oracją wynosząc jego sławę, poddmuchując ogień jego próżności, podniecając w nim i tak już bujającą dumę człowieka, któremu dotąd nikt nie sprostał.
Nad podziw dobry był skutek szatańskiego przemówienia, które się zamknęło utyskiwaniem nad smutną i posępną twarzą mędrca-mędrca, mówił szatan, któren godzien był nigdy smutku nie znać.
Twardowski na te słowa wsunął ręce w szerokie rękawy sukni, i siadając wygodniej w krześle, jął swoje żale rozwodzić, poznawszy do razu, że przychodzień go zrozumie. Bo jest w toku mowy, w głosie, spojrzeniu coś objawiającego rozum i pojęcie wyższe, a baczny człowiek rzadko się na tych znakach omyli, szukając komuby wylał swoją duszę.
— Pytasz mnie, szlachetny panie, czemum smutny, ja się ciebie spytam, jak można być wesołym? Ciżba tylko, motłoch, gawiedź wesołą być umie, bo ciżba składa się ze zwierząt nieco doskonalszych od pospolitego zwierzęcia, a ich dusza służy tylko za pierwszego niewolnika ciału. Lecz nam, cośmy wyżej zajrzeli, chce się więcej, i drzemy się jak owe Giganty pod niebiosa, walim góry na góry, Ossę na Peljon, żeby włazłszy na nie, upaść z nich potem na ziemię, w błoto.