Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/039

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VII.
Jako Twardowski rozmyślał, i o prawdziwym przyjacielu jego Maćku.


Nikt nie wie jak tam się odbyła owa dysputa Twardowskiego z szatanem, bo nikt jej nie podsłuchał, a domyślać się trudno. Trwała ona późno w noc, aż nad ranek szatan zwyciężył. Mistrz tak był zdziwiony nauką djabła, że gdy już nazad wracali, spytał swego współzawodnika:
— Zkądże ci to przyszło? gdzieżeś się tego wszystkiego wyuczył?
— Tę mądrość dał mi djabeł, odpowiedział uczony nieznajomy, w zamian za duszę, tę władzę, której ci dałem dowody, od niego ją mam.
To powiedziawszy i nie dając się dłużej wypytywać, skinął ręką i zniknął w ciemnej uliczce, zostawując Twardowskiego samemu sobie. Dobrze to wszystko było wyrachowane; mistrza upokorzenie i wiadomość rzucona mu zaraz w oczy, gdzie zbywającej a tak pożądanej mądrości dostać i kupić można, miały go podniecić i doprowadzić do zaprzedania się djabłu. Inaczej pewnie piekielny posłaniec nicby nie był wskórał u mędrca. Znikł tajemnie, aby rzucone nasienie miało czas wzrosnąć i wybujać w samotności.
Myśl ta, iż szatan może dać nadludzką mądrość, zastrzęgła w mózgu Twardowskiego, chciwego nauki i sławy; męczył się z nią długo i dumał jak począć sobie, a codzień rano wstawał z pomiętego łoża, bardziej dręczony niespokojną żądzą połączenia sie z djabłem, uczynienia z nim przymierza. Żal mu jednak było duszy nieśmiertelnej, a choć pobożność jego dawno strawił ogień palący duszę, kiedy jednak jak przez