myślał tylko o mistrzu i jego tylko kochał. Powoli to uczucie stało się w Maćku takim nałogiem, takiem zaparciem się siebie, jakiem się staje w zwierzęciu, w wiernym psie lub kozie starej wdowy. Maciek wcielił się w mistrza i przyrósł do niego, na jawie myślał o nim, we śnie o nim marzył, a jeśli co robił, to dla niego. Jego życie było tylko dodatkiem do cudzego żywota, a biedny chłopiec nie umiał sobie i dla siebie nic począć, wszystko tylko mistrzowi, dla mistrza, w którym żył. Dziwne to przywiązanie było pośmiewiskiem u ludu i gadką powszechną, a że wcześniej jeszcze nim Twardowski czarnoksięstwu się oddał, już go o nie posądzano, ludzie gadali, że go czarami do siebie przykuł.
Maciek był kilkonastoletni, nauki nie znał jeszcze żadnej, nie domyślał się jej nawet. Dla niego całą naukę i mądrość świata składały pieśni nabożne, najmędrsi wydawali mu się księża, co tak pięknie po kościołach chwałę Bożą nucili. Mistrz zaś zdawał mu się czemś tak wyższem nad wszystkich, że o jego mądrości myśląc, Maćkowi w głowie się aż kręciło. Nigdy też Maciek nie wdawał się w dochodzenie czynności jego i pojecie myśli, gdyż czuł że to było nad siły; starał się tylko jak pies służyć mu wiernie, cicho, posłusznie, spokojnie, nigdy w niczem nie być zawadą. Kiedy był chory, chorobę starannie ukrywał w sobie, kiedy był głodny, wolał ukraść kawałek chleba, niż mistrza o niego poprosić, a kiedy podarte suknie łachmanami z niego spadały, łatał póki mógł, potem oblekał na się pierwszy kubrak odarty, który gdzie w kącie nadybał, i tak żył znowu spokojny.
Twardowski zdawał się na niego i jego przywiązanie i usługi prawie nie zważać, a jeśli zwrócił na niego uwagę, to chyba wówczas gdy niezręczny sługa mimowolnie mu się czem naprzykrzył. Wówczas wypędzał go za drzwi, a chłopiec kładł się pod progiem, żeby być na pierwsze zawołanie mistrza, opuścić go bowiem nigdy mu nawet na myśl nie przyszło.
W czasie coraz częstszych wycieczek Twardowskiego
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/042
Ta strona została uwierzytelniona.