ze skały, którą zwano katedrą jego i poszedł na rozstajne drogi, gdzie już szatan na niego czatował.
Nad drogą stał stary krzyż, pochylony, nadgniły, mchem obrosły, ze skrzypiącą chorągiewką, przewiązany kilkakroć białemi fartuszkami pobożnych wieśniaków. U jego stóp walały się połamane koła, kilka suchych gałęzi i kamień leżał w ziemię już zasunięty. W chwili kiedy się ku temu miejscu mistrz zbliżał, pogodne niebo nocy jesiennej zachmurzyło się, zakryło szarą oponą i wiatr dąć zaczął groźniej z północy, porywając i niosąc z sobą odłamki głazów, piasek, gałęzie i poschłe liście. Mistrz obejrzał się. Od krzyża szło dróg cztery, w cztery świata strony. Ku południowi droga rozkoszy, szeroka i wygodna; na północ droga pracy, znoju i cierpienia, drapała się po górze; na wschód była droga nadziei, na zachód rozpaczy i żalu. Wszystkie cztery były ubite, i po wszystkich niósł wiater kłęby piasku okręcające się szybko jak tanecznice na kiermaszu, strzelające w górę lub opadające o ziemię i rozsypujące się po drodze. Nad drogą rozkoszy leciało stado gołębi, nad drogą pracy unosił się skuty w pęta białozór, nad drogą nadziei leciały gęsi dzikie, a na zachodzie krzyczały puhacze i sowy i kruki.
Mistrz zdjął suknię i wywrócił ją na nice, potem z kieszeni dobył kredę święconą i świecę z tłustości trupa, wody kubek, kropidło, książkę jakąś, kości ludzkie i czarnoksięzką utkwił w ziemię laskę, czarno pomalowaną w białe znaki. Zakreślił na ziemi krąg kredą, którego środkiem był krzyż ów stary, zapalił świeczkę, kości rozrzucił, wodą pokropił i jął wołać zaklęcia językiem złożonym z odłamków wszystkich języków umarłych i żywych, i które wiatr niósł na cztery rogi świata.
— Duchu czarny! wołał — oto człowiek chce ci duszę swoją zaprzedać, przybywaj i przynieś z sobą całą potęgę jaką masz, albowiem nie zaprzeda ci się za złoto, ani za rozkosz, ani za nic prócz mądrości i sławy. Pokaż mu drzewo wiadomości — a weźmiesz jego duszę.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/048
Ta strona została uwierzytelniona.