Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mówiłem ci, że nie wiesz co ja czynię i jak czynię.
Maciek umilkł.
Szli ku Krakowu, a zaledwie zapuścili się w ulice miasta, posłyszeli odzywające się dzwony kościołów, jęczące głosem płaczliwym.
— Co to mistrzu, spytał Maciek, że dziś tak żałobnie dzwonią, to po czyjejś duszy.
Nic nie odpowiedział Twardowski, lecz i on słyszał głos dzwonów, a dzwony wyraźnie mu mówiły:
— Biada! biada złej duszy, która się zaparła Boga i wieczności z Nim, dla świata i mądrości światowej. Biada duszy, która się oddała szatanu, bo czeka ją męka długa za krótkie zwycięztwo, bo zgniecie ją wieczność męczarni jak robaka i upokorzy jej dumę, i podepcze jej wielkość; i biada, biada duszy mistrza! bo mistrz wielki dziś umarł dla nieba! i żyć zaczął piekłu!
A dzwonom odpowiadały dzwony, i w całem mieście odzywało się:
— Biada duszy Twardowskiego.
Zdawało się mistrzowi, gdy to słyszał, że wszyscy jak on rozumieją głos dzwonów i szedł dalej śmiejąc się szydersko, gdy jego uwagę zwróciły oznaki uszanowania mieszczan i ludu.
Częste jego wycieczki z miasta na Podgórze, długie tam przebywanie, uczyniły go w oczach tłumu tajemniczą postacią. Mówiono już o nim jak o wielkim czarnoksiężniku i każdy go uważał jako cudo mądrości. Sława jego urosła wysoko, rozpłynęła się po ostatnich aż społeczeństwa klasach — pełno jej było wszędzie. Poznał to Twardowski, po wyrazach otaczających go twarzy i serce jego rozradowało się.
— Lecz, rzekł w sobie, jest-li to sprawa szatana, lub skutek innych dalszych przyczyn?
Gdy tak myśli, stara kobieta przystąpiła ku niemu i ucałowała jego rękę, i rzekła pokornie:
— Mądry panie, ulecz moją córkę. Twardowski chciał spróbować czy ma wiedzę szatańską, i szukał w głowie czyli