Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/068

Ta strona została uwierzytelniona.

kogo kolki zakolą, komu głowa zacięży, lub wątroba przegnije!!
Mumja. Nie było w grobach naszych młodszej i piękniejszej nademie. —
Wszyscy. O! wielka królowa! O śliczna królowa! Co za szkoda że cię tak nadpiłował nasz stary! Znać żeś królowa bez dworu, bo się sama chwalisz.
Niedoperz. Czy już noc? Ach! jak mi się chce zlecieć z tego okna, do którego mnie przybito! Po co? za co? co ciekawego w moich skrzydłach. Jestem prosta mysz ze skrzydłami, jak mój ojciec, jak moja matka, jak cała moja rodzina. Jak tam braciszkom i siostrzyczkom roskosznie być musi na świecie! Ile to tam światełek błyszczy po oknach, jakie chłodne i wygodne gniazda po lochach i piwnicach. O! czemuż ulecieć nie mogę!
Krokodyl. Wisieć i zawsze wisieć w tej zimnej dziurze jakiejś. Przecież się to kiedyś skończy, jak ten łysy stróż zdechnie! Zjadłbym go, gdybym mógł.
Trupia głowa. Dobry wieczór braciszkowie — dobry wieczór! Jakżeście spali przez dzień. Już się nasza lampa obudziła i świeci w oczy, czas wstawać. Czas wstawać! Idę na przechadzkę.
I podnosiła się klapiąc zębami, gdy Twardowski stuknął ręką o stół, Maciek się obudził, a gwar ucichnął.
U drzwi też w tej samej chwili dał się słyszeć szelest jakiś i drgnęła klamka, potem uchyliły się drzwi, ktoś wszedł. Twardowski spojrzał tylko i bez podziwienia, bez ciekawości, uśmiechnął się z lekka, ale tak roskosznie, jakby mu się raj otwierał. A jednak przychodzień, niczem się takiem nie odznaczał, coby wielki jakiś wypadek wróżyć mogło. Stała tylko u proga postać jakaś ciemną opończą osłoniona, w kapeluszu z czarnem piórem na głowie, w ciemnych butach z długiemi nosami, a z pod jej okrycia wyglądała pochew szpady. Na piersiach błyskał łańcuch złoty z medaljonem podobnym. Twarz przybyłego młoda jeszcze ale już wybladła, oczy przyćmione i zagasłe, usta ści-