Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/075

Ta strona została uwierzytelniona.

przyjmuje podane warunki. Lecz co się tyczy nagrody, waszmość unosisz się niepotrzebnie; mógłbyś przy tej okoliczności wielce skorzystać. Rozmyśl się mistrzu, nie chceszże nic więcej?
— Nic więcej, odpowiedział Twardowski z lekkim szyderskim uśmiechem.
Oba zamilkli. Dworzanin z podziwienia, Twardowski zwycięzko się nasycając okazaną tak wielką bezinteresownością. Nareszcie przybyły zakręcił się i wyszedł, śpiesząc z wiadomością do zamku. Nie upłynęło dwie godziny, gdy nazad powrócił znowu do mistrza z żądaniem, aby natychmiast udał się za nim, i uwiadomieniem, że król na wszystko się zgadza. Twardowski już był gotów, przewidział on, że niecierpliwy August nie odłoży nawet do przyszłej nocy. Wezwany, pozbierał wszystko czego potrzebował do obrzędu wywołania duchu, wziął laskę, zwitek pargaminu, księgę, pudełko jakieś pod pachę, i uwinąwszy się szeroką opończą, rozkazał Maćkowi pozostać, a sam wyszedł z dworzaninem.
Noc już była, i ciemność na ulicach miasta, noc jesienna czarna, bo chmury wisiały między niebem i ziemią, a wiatr, który je poganiał leniwo, szumiał tylko w górze, nie dając się czuć po ulicach osłonionych wysokiemi kamienicami. Pusto było wszędzie, psy tylko pod wrotami gospód wyły, a niekiedy z golarni, z winiarni, z szynkowni mimo zakazu ukazywały się błyszczące przez okienice światełka gasnące, dochodziły przytłumione pijanych głosy. Czasem na wązkiej gdzie uliczce zabrzęczała po ziemi wlokąc szabla, psy obudzone naszczekiwały, ginęły ich głosy w oddaleniu, i znów tylko wiatr szumiał. Przed idącymi mało co widać było drogi, wskazywały ją tylko z obu stron ulicy bielejące na tle czarnem nocy, wysokie kamienice o spiczastych czołach. Trzeba było zaiste dobrze znać Kraków, aby nie zbłądzić. Lecz mistrzowi i dworzaninowi wszystko wskazywało drogę, umieli rozeznać ją po kształcie domostw niewyraźnie się rysującym przed nimi, po murach kościołów i dzwonnic, po zało-