Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/078

Ta strona została uwierzytelniona.

nieśmiałe wejrzenie, król, on to był bowiem, ozwał się niepewnym i pomieszanym głosem:
— Waszmość podjąłeś się ukazać mi ducha nieboszczki najdroższej żony mojej, Królowej Jej Mości Barbary.
— Tak, Najjaśniejszy i Miłościwy Panie, odpowiedział Twardowski nabierając odwagi, obowiązałem się do tego, jednakże z warunkami pewnemi.
— No — jakież są tam warunki waszmości? rzekł widocznie zniecierpliwiony August.
— Naprzód, aby Wasza Królewska Mość słowa nie przemówił, ani się rzucił, ani śmiał dotknąć ducha, ani się nawet ku niemu posunął.
— Jakto? ani słowa? ani znaku czucia? odpowiedział August. To wiele! lecz zaiste kiedy tego potrzeba.
— To dla własnego bezpieczeństwa osoby Waszej Królewskiej Mości. Nagrody nie żądam żadnej, tylko ułaskawienia dla pierwszego zbrodniarza, którego na gardle dnia następnego karać będą mieli.
— Słyszałem o tym warunku — rzekł król. A na cóż to waszmości jego głowa?
— Ja nie wiem nawet kto on jest, odpowiedział mistrz.
Król pomyślał chwilę, a potem dodał:
— Proszę waszmości nie używać zaklęć złych i przez kościół zakazanych, a potępiających duszę, ale raczej z białej magii, sposoby godziwemi i modlitwą ducha Królowej Jej Mości wywołać.
Mistrz nic na to nie rzekł, i tylko głową potrząsł.
— Trzeba nam do tego większej izby — rzekł po chwili.
Na znak królewski, dworzanin poskoczył na lewo, i drzwi ukryte zasłoną rozwarł, wszedł przez nie naprzód Twardowski, po nim lampę wziąwszy dworzanin, a za nimi król, i zasłona zapadła. Przez dwoje mniejszych izb dostali się do wielkiej komnaty, a raczej sali. Była ona całkiem czarnem suknem wybita, miała troje okien w jednej ścianie, i dwoje drzwi na prze-