Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/082

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XIV.
Jako Twardowski wyjechał z Krakowa.


Mistrz siedział ciągle zamyślony, a nic nie przerywało jego dumania, w którem jak człek nie mający celu i nadziei, który dosiągł wszystkiego czego pragnął, a nie miał czego zapragnąć więcej, Twardowski przebiegał swoje życie przeszłe, sądząc je i głęboko się nad niem zastanawiając. Z tego punktu w którym dziś zostawał, jak sen wydawała mu się tylko młodość, nie podobna prawie do wiary. Cuda jej i dziwy zjawiały się w jego pamięci jak mary, których nie mógł spełna za rzeczywiste przyjąć. — Wśród takiego to dumania o przeszłości, wpadł nagle do komnaty mistrza dworzanin królewski i rzucając ciężki łańcuch złoty, zawołał:
— Mistrzu, król rozkazuje ci, abyś wyjechał z miasta. Oto od niego pamiątka i podarek.
— Pamiątka? spytał poważnie, z uśmiechem nieco wzgardliwym Twardowski. Jeśli tylko pamiątka, przyjmuję, jeśli się ma zwać nagrodą — nie chcę jej. — Lecz cóż mi tam prawisz o wyjeździe?
— Taka jest wola królewska, życzenie jego, abyś waszmość wyjechał niezwłocznie. Cały dwór, całe miasto, wie o wypadku tej nocy. Ciekawi dworscy podsłuchali u drzwi, i słyszeli gdy król zawołał: Barbaro! widziano cienie jakieś błąkające się po krużgankach, w sali został swąd trupi nieznośny. Posądzają króla o czary, ciebie o oczarowanie go umyślne i naprowadzenie na to, aby się za pomocą djabła (tu splunął i przeżegnał się dworzanin) znosił z umarłymi. Do jutra rana wieści te bardziej się jeszcze, głośniej daleko rozejdą po mieście, na co masz tego czekać? Jedź, nie po-