Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/085

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XV.
Jako Twardowski dawał różne dobre rady ludziom.


Nie było jeszcze zupełnie ciemno, gdy Twardowski ze swoim towarzyszem, na wpół drogi porzuciwszy konie zmęczone, a posiadawszy na koguty złapane gdzieś we wsi na śmiecisku, przybliżali się do miasteczka Bydgoszczy. Jak tylko mistrz ujrzał opasujący je wał, bramy i bielejące domostwa, powitał je skinieniem ręki, i natychmiast wszystkie koguty i kury całego miasteczka i wszystkie sowy z dzwonnic poddaszów i wszystkie niedoperze z piwnic i sklepów, odezwały się witając go nawzajem. Powstał ztąd tak wielki hałas, że zagłuszył dzwony, bijące na Anioł Pański. Zaczem wjechali przez bramę w miasto na kogutach siedząc, a lud zgromadzony na przyźbach domów, szedł za nimi i zbierał się tłumnie, wołając na dziwowisko niesłychane. — W towarzystwie tłumu, który ich otaczał, dostali się do gospody w rynku pod znakiem Zgorzelca, tu zsiedli ze swych rumaków, i udali się do izby gościnnej. Pod oknami gospody była już niemal cała ludność wołając, krzycząc, szemrząc i rozmaicie zgadując jacy to podróżni na kogutach przyjechali. Twardowski, aby się jej pozbyć, wysłał Maćka z oznajmieniem ludowi zgromadzonemu, iż przybył wielki mistrz, czarnoksiężnik i nekroman, który czas jakiś tu zabawi, a tymczasem potrzebując spoczynku, zaleca wszystkim, aby się po domach rozeszli. Maciek wyszedłszy na ganek gospody, powiedział jak umiał, to co mu kazano; lud tymczasem wołał i wykrzykiwał:
— Niech nam jakie dziwo pokaże!
— Niech mnie uleczy!
— Niech mi da pieniądzy!
— Niech mego męża wskrzesi!