Zapewne, pomyślał w duchu, lepiej będzie z tem djabłu. I szepnął jej do ucha:
— Rozpłataj żywego dudka i połknij jeszcze drgające serce jego, a o wszystkiem, o czem tylko wiedzieć zażądasz, będziesz natychmiast wiedziała.
Kobieta złapawszy radę w ucho, jak oparzona poleciała do domu.
— U mnie, rzekł podsuwając się stary jakiś mieszczanin eksburmistrz, w siwym kontuszu i w szafranowym brudnym żupanie, u mnie, wielce mościwy panie — djabli w domu królują — ktoś ich nasłał. Jak tylko przyjdzie noc, zaczynają tańce, skoki po górze, koło domu, śpiewy, chichy! A ja tylko leżę w łóżku i spać nie mogę, a modlę się ciągle i boję się okrutnym sposobem, aż do białego dnia; bo o białym dniu wszystko to się kończy. Drzwi od ulicy wielkim stukiem trzasną, a potem już cicho, djabli swoje wytańcowali.
— Waszmość macie młodą żonę?
— A juściż młodą, odpowiedział burmistrz, alboż co?
— Nic to, nic, rzekł Twardowski potrząsając głową. Jeśli to czary tylko, zakadźcie trupim zębem po izbach, a ustaną; jeśli nie czary, to nie ma innej rady, tylko żeby albo twoja była stara, albo żebyś ty był młody.
— No! ale kiedy to być nie może, rzekł burmistrz wytrzeszczając oczy.
— Dla czego nie może?
— Możeż to być, żebym ja był młody, kiedy już się zestarzałem? zapytał znowu.
— Ściśle biorąc, mogłoby to być.
— Ale to pewnie bardzo trudne, kosztowne; — musi to być operacja jak nad robieniem złota?
— Niezmiernie trudna, odpowiedział Twardowski, nie myśl nawet o tem. Ja sądzę że u ciebie w domu pewnie czary tak stukają i hałasują, zakadź tylko trupim zębem i ruszaj z Bogiem.
Burmistrz milcząc i skrobiąc się w głowę odszedł.
— A zatem, odezwał się Twardowski, dość już tych
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/090
Ta strona została uwierzytelniona.