— Używał życia! powtórzył mistrz ze śmiechem, na to zda mi się nie Łysej góry potrzeba i tutejszych twoich ludzi.
— Równie przecie obojętny jesteś i gdzieindziej.
— Jeszcze pora nie przyszła — odpowiedział znowu Twardowski. Człek rozumny zwleka użycie świata, póki go nie pozna zupełnie.
— A zechce go użyć, gdy będzie po czasie, gdy sił mu zabraknie, znowu poszepnął djabeł.
Ta myśl mimowolnie utkwiła w mózgu mistrza, odpowiedział jednak zimno:
— Taki człowiek jak ja, wszystko może czego chce.
Djabeł spojrzał tylko i parsknął w żółtą brodę swoją. Milczenie.
Sabat zbliżał się do końca, bliskie było kurów pianie, niektórzy już się wynosili, gasły ogniska, szumiało powietrze od wzlatujących mar, klasztorny zegar powolnie bił godzinę. — Po chwili na folwarku kury raz pierwszy piać zaczęły. Twardowski zwrócił się do Bydgoszczy, gdzie Maćka zastał jeszcze śpiącego.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.