wszy konia do kółka, szedł ku niemu.
Był to widocznie dworzanin jakiegoś pana, suknie jego były barwiane widocznie; za nim jechało tylko pacholę. Ubranie okazywało że odbył kawał drogi, okryty był kurzawą, parę pistoletów miał u pasa, lekką szablę u boku, głowę okrytą mycką z wyszarzanem piórkiem, u butów ogromne żelazne ostrogi.
— Bóg z wami, rzekł do Maćka, mówiono mi w mieście, że to gospoda sławnego mistrza Twardowskiego z Krakowa.
— Nie zwiedziono was, ona to jest właśnie.
— Niech im Bóg da zdrowie za dobre ukazanie, rzekł dworzanin, wyjmując list z za nadrza. A jest w domu?
— Dawno go już nie ma.
— Nie ma? ależ powróci?
— Nie prędko, odpowiedział Maciek. — Czegoż to od niego żądacie?
— Jest tu do niego ważna sprawa od mego pana, starosty..... jest i pisanie do Twardowskiego. — Ale cóż to pomoże kiedy go nie ma w domu i nie prędko pewnie powróci.
— Może też ja co na to mogę, rzekł Maciek drżącym głosem podnosząc się. — Bom ci ja uczeń jego i zastępca. — A potem dodał cicho: co on może to i ja mogę uczynić.
— Doprawdy? przebąknął z niedowierzaniem dworzanin, doprawdy? a przeczytajcież to pismo.
Pismo było otwarte i Maciek tyle się tylko z niego dowiedział, że żądano pomocy mistrza w sprawie ważnej, którą miał opowiedzieć zaufany dworzanin, oddawca pisma.
Schował więc list za nadrę i spytał go śmielej:
— Powiedz-że mi waszmość o co tu chodzi — pisanie to na waszmości kładnie, że o wszystkiem wiesz i opowiesz dokładnie.
— Jest to tak tajemna sprawa, że waham się jej komukolwiek wyjawić. — Jednakże jeśli jesteś uczniem i zastępcą mistrza...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/118
Ta strona została uwierzytelniona.