— Każdy ci to poświadczy, jeśli chcesz, odpowiedział Maciek, wskazując ręką na miasto.
— Wierzę iż tak być musi, rzekł po chwili dworzanin i począł:
— Trzeba waszmości wiedzieć, że nasz pan starosta od lat kilku zachorzał gorzej niż kiedy. Nogi mu nie służą, oczy mgłą zachodzą, ręce się i głowa trzęsą, zęby lecą do ostatka, ledwie że nieborak duszy z kaszlem nie odda. A toć to mu przyszła chęć na tę niedołężną starość ożenić się.
— Ożenić się! powtórzył Maciek; hem, hem, ożenić!
— Tak, tak — a do tego jeszcze z młodą dziewką pana kasztelana, blizkiego sąsiada i powinowatego swego; wszystko to w nadziei potomstwa, bo jako ostatni swego imienia i herbu, musiał by na swym pogrzebie kazać strzaskać tarczę herbowną, aby jej na potem nikt nie śmiał używać, a to mu nie w smak idzie. Aliście panna jejmość kasztelanka płacze a płacze, a sobie go wielce nie życzy za męża, bo starszy od jej ojca i mówi, że takie małżeństwo, byłaby to oczewista obraza Boska. A zatem i księża ichmość powtarzają w tąż, od nich nabechtani. Jużeśmy nie wiedzieli spełna co z tem począć i jak temu poradzić, gdy się tu wieść rozeszła o panu burmistrzu Słomce, co to go pan Twardowski odmłodził. Powiedziano to i panu staroście. Zrazu nie wierzył, posłał potem po burmistrza, bo go kiedyś znał, a obaczywszy i usłyszawszy rzecz wszystką z ust jego, uwierzył z wielkiem podziwieniem. Aż w niego zaraz inny duch wstąpił i rzekł: — Choćby mnie to cały mój skarbiec kosztować miało, dokażę ja i na sobie tej sztuki. Zaczem wezwał mnie do siebie i posłał z informacją do mistrza, ofiarując łatwo dużą sumę, byleby mu to uczynił.
— Wieleż naprzykład? zapytał ciekawie Maciek.
— Tysiąc złotych węgierskich, odpowiedział dworzanin. Mam je nawet w pasie i u siodła częściami, jeśli by je zostawić wypadło mistrzowi, kazano mi je oddać pod jego oblig.
— Ha! ha! rzekł Maciek kiwając głową, mogę ja
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.