tego bardzo dokazać sam i bez mistrza, bo i burmistrza nie kto młodził, tylko ja.
Te nieszczęsne tysiąc złotych spokusiły go tak bardzo, że się już nawet odważył głośno przyrzekać.
— Jeśli chcecie, dodał, pora po temu, mam maście i oleje, zabiorę je i pojedziemy. Postarajcie się tylko waszmość konia w miasteczku, a ja tymczasem co potrzeba przygotuję.
— Ale — ale — bękał trochę niespokojny dworzanin, jesteś-że waszmość pewny, że dokażesz tego na co się podejmujesz? Idzie tu i o życie znacznego pana i o wasze własne.
— Jestem najpewniejszy, rzekł jąkając się Maciek, który nie miał już czasu cofać się. — Bądźcie spokojni, w tem moja rzecz, i dodał spoglądając z ukosa na trzos u pasa dworzanina — nie pierwszy to raz zdarza mi się coś podobnego. Kiwnął jeszcze głową i dodając sobie ducha zawołał wpół do niego, wpół do siebie:
— Nie takie to my rzeczy robili.
— Pamiętajcież dobrze, dodał jeszcze raz dworzanin, że tu i o waszą skórę chodzi.
— No, no, idźcie tylko po konia na miasto.
Stało się jak chciał Maciek, któren w głowie powtarzając nieustannie wszystek porządek ostatniej roboty, niedawnej jeszcze i dobrze mu przytomnej, poszedł po słoiki i po flaszki, a dworzanin pospieszył za koniem. Zabrawszy co było potrzeba, wsiedli i pojechali.
Nad wieczór stanęli w zamku pana starosty.
Stał on na wzgórku piasczystym i wyniosłym a nad okolicą panującym. Otaczał go mur i głęboka fosa, po rogach sterczały baszty okrągłe zwane rondelle, nakryte spiczastemi daszkami. Tam i sam przedarte w murze długie okna dla hakownic i szmigownic, inne dla większych dział służyły.
Wśród wałów i murów stały w części czerwone, w części szare zabudowania zamkowe, których tylko nierówne kominy wyżej muru okólnego wznosiły się. Pod zamczyskiem rozpołożone było miasteczko złożone z chałup mieszczańskich i kilku żydowskich wpół mu-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.