i schwytali go na staje ledwie od miasteczka, a związawszy odprowadzili do zamku i posadzili w wieży. Dano znać krewnym i urzędowi. — Zjechali się prędko kollateralni starosty dziedzice, nie bardzo płacząc i kontentując się westchnieniami, które z lada piersi bez wielkiego mozołu wydobyć łatwo. Sprowadzono księży, a gdy w wielkiej sali odbywały się żałobne wigilje za duszę, która z flaszki uleciała, w drugiej sali zasiadał sąd, który primo impetu, nie wiele myśląc, wydał wyrok na Maćka, jako na czarnoksiężnika — bardzo ostry, który jednak z pewnych przyczyn zmitygowano na stos prosty i leciuchne spalenie bez żadnych innych mąk.
Pogrzeb odbył się wspaniale, na którym za trumną, w łańcuchach, z pochodnią w ręku szedł Maciek, dziwowisko tłumu. Równie wspaniale gotowali się dziedzice pana starosty spalić czarnoksiężnika, jako sprawcę jego śmierci.
Tak Maciek dla tysiąca złotych, na które się połakomił, miał iść na stos. Dzień już nawet był wyznaczony, w rynku nawieźli drew mieszczanie, sprowadzono kata co go miał palić. Było to w sobotę, w wigilją śmierci, nazajutrz sprawiedliwość ludzka miała go upiec na węgiel.
Maciek pobożny, bo wychowany w Krakowie, gdzie od dzieciństwa wszystko do niego nabożeństwem przemawiało, w ostatniej chwili pomyślał, że jest drugi świat i inny jeszcze ogień; poprosił o księdza. Choć pomagał mistrzowi do szatańskich jego spraw, on sam nie widział nigdy szatana, złości się swoich uczynków przez głupstwo nie domyślał, nie zaparł się był Boga, a skrucha przyszła w ostatniej godzinie.
— Zasłużyłem na to co mnie czeka, wołał płacząc, zginę przez głupstwo moje.
Te słowa mruczał właśnie w kątku ciemnicy, gdy drzwi wieży się otwarły i wszedł ksiądz jakiś podróżny, bo proboszcz i wikary miejscowy nie wrócili byli jeszcze z pogrzebu, powiódłszy ciało starosty do rodzinnych grobów u Augustjanów w Brześciu Litewskim.
Ciężko płakał Maciek klękając do spowiedzi, otworzył wreście usta i zawołał łkając:
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.