Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

mał, czyliby nie dać miłośnego napoju upartej niewieście, aby go gwałtem pokochała, albo nie użyć którego z tych tysiąca sposobów, które tak łatwo drugim podawał. Lecz jeszcze za mało i za chłodno kochał ją, żeby się miał rzucić do takiego sposobu; chodziło mu raczej o spróbowanie, czyli mógł wzbudzić miłość, i dla tego także niczem sobie dopomagać nie chciał, wszystko chciał bydź winien sobie. Widząc że z Hanną ciężka bardzo sprawa, porzucił ją bez żalu wielkiego, albowiem miłość jego była w głowie nie w sercu, a z głowy łatwo ją wypędzić.
Myślał potem, nadto była Hanna młodą. Szukał więc dojrzalszej niewiasty.
Łatwo ją znalazł. Była to córka burmistrza i rajcy krakowskiego Wejgla, mniej daleko piękna od Hanny, ale rozumniejsza od niej i dobrze od tamtej starsza, dwadzieścia kilka lat bowiem przyznawano jej urzędownie, a według wszelkiego podobieństwa czułość rodzicielska choć trochę odkraść musiała, dla dziecka wygody i własnej może; bo p. burmistrzowa rada też była za niezwiędłą jeszcze uchodzić. Sądził Twardowski, że ta lepiej go oceni i przyjmie; omylił się grubo. Starsza była doświadczona, śmielsza, a że się koło niej (to jest talarów ojcowskich) wiele młodzieży zwijało, odpowiedziała mistrzowi od razu całą prawde.
— Waszmość o tem już nie myślcie, jakby sobie serce niewiasty pozyskać, minął ten wiek. Nie umiesz waszmość szablankować z kobietą, zestarzałeś się na księgach i myśleniu, ożeniłeś się z mądrością, nie idźże darmo do niewiast. A potem, sami powiedźcie, nie śmiesznież by to było, żebyś waszmość kochał i chodził za podwiką jak młokos?
Gorzka to była prawda, której Twardowski i słuchać nawet nie chciał. Uciekł więc prędko od Wejglównej, pomyślawszy:
— Rajca bogaty, źlem się udał — uboga będzie pokorniejsza, ta ma złotem swojem nabitą głowę.
Ale i ubogiej nie chciało się także mistrza, bo i ubodzy umieją cenić ten kwiat jedyny na pustyni ży-