Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ III.
Jako Twardowski odmłodniał i co potem uczynił.


A gdy spełniły się trzy lata i siedm miesięcy, przez który czas Maciek pilnie strzegł grobu mistrza, porastającego co dzień wyżej murawą i zielskiem, siódmego dnia po siódmym nowiu zapalił siedm świeczek z tłustości trupiej i poszedł na smętarz. Rozstawiwszy światło do koła, sam kopać zaczął, a po niemałej pracy usłyszał nareszcie motykę stukającą o wieko trumny. Tę gdy wyjął na ziemię i zamkniętą na klucz otworzył, z wielkiem podziwieniem swojem ujrzał Maciek, nie już odmłodzone ciało mistrza, jak się spodziewał, lecz drobne dzieciątko, żywe i zdrowe. Wziął je więc na ręce poczciwy sługa i zasypawszy dół ziemią, zaniósł do domu.
Myślał już starać się mamki temu nowemu obywatelowi świata, lecz że była noc, napoiwszy je mlekiem tylko i utuliwszy w łóżku, sam znużony pracą spać się także położył.
Nowe i nie mniejsze podziwienie, gdy nazajutrz rano ujrzał, że dziecię samo już wstawało i chodziło, a choć jeszcze małe było jak półtoraroczne, widocznie jednak w oczach rosło. W ciągu siedmiu dni to dziecię stało się młodzieńcem, i dziwnym cudem był to, choć młody, ten sam jednak Twardowski. Też same rysy twarzy, taż sama nauka, ten sam charakter, pamięć zupełna przeszłości, ale młode i czerstwe ciało, ale żywe namiętności i wielka żądza użycia świata.
Maciek się dziwił i milczał.
Dawni Twardowskiego znajomi poznali go, choć pod tą nową postacią, i to podobno najdziwniejszem ze wszystkiego było, bo wszyscy widzieli w nim wielką