obrazy, bogate rzeźby z słoniowej kości, kosztowne makaty. Stół jego był najwytworniejszy, i chyba może królewskiemu ustępował, zamorskie korzenie i przyprawy wozami szły na kuchnią. Wszystko to tak mu mało kosztowało, tak łatwo przychodziło, — Chcę! mówił tylko i miał — wszystko, co mieć można za pieniądze.
Nie dziw że patrząc na te zbytki ludzie szeptali, iż w tem była djabla sprawa. I nie mylili się, bo djabeł widząc go na dobrej drodze, szczerze dopomagał do zbytkownego, sybaryckiego, cielesnego życia.
Wśród takiego zbytku oddania się życiu miękkiemu, rozkoszom, zabawom, roztargnieniom świata, wśród tego zapomnienia o dawnym celu swoim, Twardowski jednak, ilekroć się spotkał z jakim znajomym akademikiem krakowskim, nie odbiegał dysputacji, i zawsze równy sobie, z jednaką mocą umiał w naukowych przedmiotach rozprawiać, niepokonany w dyspucie, niezwyciężony w argumentach. — Pierwsze wyrzeczone słowo wyciągało z jego duszy cały szereg myśli, rozumowań, domysłów, cytacyj, które sypał jak z worka.
Jednakże to wszystko zostawało za nim, tak jak przeszłość, której wprawdzie nie zapomniał ze wszystkiem, ale którą już skończył, i zamknął wrota jej za sobą. Czuć już w nim było więcej światowego niż uczonego człowieka. Z ludźmi próżnemi, którzy o kobiecie, koniu i kielichu mówić tylko umieją z uczuciem i wiadomością rzeczy zupełną, Twardowski nie dawał nawet czuć że znał coś więcej i coś ważniejszego nad to, co ich wyłącznie zajmowało. Dziwili się poufali przyjaciele jego i współbiesiadnicy, z tej kategorji nieuków światowych, że tak z mądrości sławiono tego, który nigdy zwyczajem niedowarzonych mędrków nie wnosił rozmowy uczonej przy nich. On bowiem jak głupi pedant nie mięszał w rozmowę lekką stołową gęstej czkawki uczonej, tak nudnej dla ludzi światowych. Umiał, choćby dochodziły rozmowy uczonej granicy, nie tknąć jej nigdy przy profanach, umiał na
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.