Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

ski nie opierał się temu wcale; nim miał poznać wielką miłość do której się sposobił i gotował w duchu, próbował tej łatwej miłości zwierzęcej; bo i ta ma swoje roskosze, gdy więcej ciało niż dusza miłości pragnie, w chwilach, gdy zwierzem bardziej niż człowiekiem jest człowiek.
Często sam jeden puszczał się Twardowski szukać przedmiotu swojej projektowanej miłości, o której dziwy w przyszłości marzył. Czuł on coraz bardziej, że go jednogodzinne miłostki nie zaspokoją, że potrzeba mu wielkiej passji, któraby po nim przeszła jak hebel po szorstkiej i najerzonej tarcicy. Ale nic go tak w żadnej nie uderzało dziewicy, aby jej nad inne pożądał, ażeby czuł się dla niej gotowym do długich i wielkich ofiar, do nadzwyczajnych starań i poświęceń. Nie znalazł żadnej, za którąby poszedł wiedziony na nitce, posłuszny jak dziecko — i to go martwiło razem i zastanawiało.
— Jest-li co we mnie, przez co w każdej z nich postrzegam wady i plamy, a dla żadnej nie mogę czuć tej wielkiej miłości, o której marzę, na którą się zbieram, której do życia potrzebuję? Jest-li to zabytek mojej nauki i odczarowujący jej skutek? Albo czyli w istocie nic jeszcze godnego siebie nie spotkałem? Może — i może? bo któż tak zna siebie, żeby za wszystko co się z nim dzieje mógł przysiądz?
Wielki mędrzec przykrzył sobie jednakże, iż owa miłość spodziewana nie przychodziła. Ale gdzież jej w istocie szukał? po ulicach, po rynkach i po domach zepsutych ciągłem przebywaniem dworu krakowskich mieszczan, gdzie same zalotnice zabiegały mu drogę, wdzięcząc się i uśmiechając. Twardowski nie tego potrzebował, i choć pięknej kobiety uśmiech przyjmował tym czasem i tym czasem, udawał miłość, szukał jednakże, gdzieby się z niezaspokojonemi żądzami udać.
Tak to było po odmłodzeniu.
Maciek tymczasem prządł siatkę swoją w oknie i czatował na muchy, biedny sługa.