Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.

się ze sługami, wykrzykując tylko niekiedy do męża: mój kotku! P. Stanisław poważną staropolską miłością na affekt jejmości odpowiadał, szacował wysoce jej przymioty gospodyni i żony, czasem skłaniał się nawet w dowód uczucia pocałować ją w czoło; lecz w wielkie tylko święta!! Nad tem zaś najgorliwiej pracował i mózg suszył, aby swojej współtowarzyszce nabić głowę wielkim rozumem i ważnością swoją, aby jej wpoić pewien rodzaj adoracji dla siebie.
I nie była to zła zasada, na której oparł teorję małżeńskiego pożycia.
Pan Stanisław z panią Barbarą byli bezdzietni; uboga sierota, którą Twardowski ujrzał w zamku wojewody, była krewną pani Barbary. Opiekował się nią wojewoda, dopóki żyła jego córka, której współtowarzyszką i przyjaciółką była panna Agnieszka; po śmierci jej, czasem jeszcze przybywała do zamku wojewody, swego dobroczyńcę zobaczyć i miejsca, w których najsłodsze przeżyła młodości chwile; resztę czasu spędzała w Krakowie przy pani Barbarze.
Lecz mówmy już o pannie Agnieszce. Była to cudna w swoim rodzaju dziewka. Przyrodzenie dało jej bardzo wdzięczną postać, kibić wspaniałą, oczy czarne, a nadewszystko coś tak szlachetnego i wyniosłego wyrazu w twarzy, iż każdy zdawał się mały przy niej i z bojaźnią mimowolną na nią poglądał. Charakter też p. Agnieszki, odpowiadał w pełni powierzchowności obietnicom. Na owych czasów kobietę była zupełnie niepospolitem zjawiskiem. Choć sierota i uboga, ceniła się niesłychanie wysoko; zdawało się jej, że przynajmniej kasztelan jaki powinien był wejść z nią w śluby dozgonne. Lekceważyła mieszczan, śmiała się z pięknych chłopców, których zwała łątkami dla dzieci, gromiła gachów, odrażając ich od siebie żarty i grochowemi wieńcami.
Jednakże była uboga i sierota — ale piękna i szlachcianka.
Nad wszystko dziwiła w pannie Agnieszce jej niepraktykowana uczoność, która zapewne także nieco