Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

Agnieszka, ze swej piękności jeszcze nie zwiędłej i rozumu tak niepospolitego naówczas w jej płci i stanie, wysoko się niezmiernie ceniąc, z góry bardzo na świat patrzała, mało się wreszcie troszcząc o to, że jej lat przybywało, że ją opuścili mężczyźni; pocieszając się księgami i szyderskiem przekonaniem o nikczemności tych, którzy ją ocenić nie potrafili. — Może jeszcze miała nadzieję — bo i najpoważniejsi i najrozumniejsi niemi się łudzą.
Taka to była ta piękność, którą na pierwszy rzut oka pokochał Twardowski tak gorąco, tak gwałtownie, jak dotąd jeszcze nikogo.
Wróciła nareszcie panna Agnieszka do Krakowa, a przez przekupionych wcześnie sług, zaraz się o tem dowiedział Twardowski. Tegoż zatem wieczora, jakby nic nie wiedział, w licznym poczcie, w bogatym stroju, nie raz się przejrzawszy w źwierciedle, udając że jedzie z odwiedzin na wsi, zajechał do p. Stanisława.
Zwyczajem swoim zasiedli do uczonej rozmowy, do wesołych gadek, któremi gości swoich tak obficie raczył gospodarz. Weszła i p. Agnieszka do izby, bo tu krośna jej stały u okna przy krośnach pani Barbary.
Naówczas zapoznał ją gospodarz ze swoim gościem, szeroko rozwodząc się nad jej pochwałami. Panna Agnieszka przypomniała mistrzowi, że go widziała już w zamku wojewody. — To połechtało dumę mistrza i napełniło go otuchą. Nie postrzegł, że wspomnienie o zamku wojewody wywiodła panna dla tego tylko, aby się ze swemi związki pochwalić.
Uradowany dobrym początkiem mistrz przysiadł się do niej.
Inna to była wcale dla niego, niż dla pospolitych gachów, niewiasta. Zdziwił się mistrz, który już wiele o niej słyszał, i bardzo się jej lękał, znajdując ją tak wesołą, tak miłą, gdy się spodziewał tylko dumnego szyderstwa. Lecz mądra, o mądra była panna Agnieszka, a Twardowski ślepy! On nie widział, że ona nie młodego, przystojnego zalotnika i kochanka, ale sławnego w nim przyjmowała mędrca, czcząc