Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

Oświecenie tej klasy na czem właściwie należało? Na umiejętności pieśni pobożnych, modlitw, litanij i t. d., znajomości tradycyj miejscowych, gadek, przysłów, piosnek ludu; tradycjonalnych także formułach czarnoksięzkich i guślarskich; na poznawaniu ziół i niejakiem ich własności różnych pojęciu. — Oto podobno wszystko. Dodamy tylko że baby uczyły się praktycznie usługiwać położnicom.
Taka to była ta klasa ludu, z której mistrz wybrał posłankę do panny Agnieszki.
Znał cały Kraków starą Kachnę, brudną, garbatą, lecz wyszczekaną, wszystko wiedzącą i chytrą babę. I lud na przedmieściach, i panowie po swoich kamienicach, witali ją jak znajomą. Jednym rozdawała leki, obiecywała modlitwy, drugich bawiła wesołemi plotkami i dowcipną gawędą, której nikomu, w często nawet przytomnym nie przepuszczała. Nie prosiła ona jałmużny, ale przychodziła po nią jak po swoją należność, targowała się jak o zapłatę. Słowem, długie lata praktyki żebrackiej, pewna znajomość ludzi z powierzchowności ich (którą zawsze dziadowie i handlarze mniej więcej posiadają), przytem pobożność i nie splamiona dotąd żadnym wielkim występkiem opinja, nadawały jej śmiałość i jakiś cale odrębny postępowania sposób, który w skutek wymienionych przyczyn nikogo już nie dziwił.
Zwołał ją mistrz gdy szła przez ulicę.
— N. Panno Częstochowska! zawołała drąc się po wschodach; czarnoksiężnik chce czegoś odemnie! No! no! to coś osobliwego, nigdym się nie spodziewała, że mu się mogę zdać na co!
— Niech będzie pochwalony! rzekła wchodząc do izby z nizkim ukłonem.
Mistrz zaczął od wrzucenia jej w rękę obfitej jałmużny. Stara potrząsnęła nią na dłoni i spoglądając w oczy Twardowskiemu, spytała:
— Wszystko dla mnie?
— Wszystko dla ciebie! odpowiedział mistrz, ale nie darmo.