Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wątpię żebyś chciał modlitwy albo lekarstwa. W pierwsze nie wierzysz, a drugiego i sam masz podostatkiem.
— Zgadnij-że czego chcę od ciebie.
— A pokaż no mi dłoń, rzekła stara wyciągając rękę.
Twardowski podał ją z uśmiechem.
— No! no! odezwała się po chwili Kachna potrząsając głową; chodzi tu o jakąś dziewczynę, szyję bym dała.
— Zgadłaś stara! Chodzi o to żebyś to pismo odniosła pannie, która mieszka w kamienicy p. Staniława Poraja, jego krewnie Agnieszce.
— Wolałabym pójść z tem pismem do panien fraucymeru królowej starej, jak do tej panny! Aj! dumna! bo duma! rzekłbyś że się urodziła na królowę. Bardzo się boję mój dobrodzieju, żebym tem pismem w łeb nie dostała i ze wschodów nie spadła.
— Bądź spokojna! szepnisz jej tylko od kogo! Chodzi tylko o to, aby cię nikt oddającą pisma nie zobaczył, albo nawet nie uważano, że masz do niej interes.
— O! mój dobrodzieju! odpowiedziała Kachna, czy mnie pierwszy raz! Jakem była młodszą, tom się ja umizgała, bo to mi teraz tego garba narosło; prosta byłam jak trzcina. Teraz na starość ludziom pomagać, i to jakoś łechce po sercu — kiedy człek pić nie może, patrzy przynajmniej jak drudzy piją. Już to nie chwaląc się, w całem Krakowie i na Podgórzu, bo i w całej Polsce, nie ma do tego zręczniejszej ode mnie. Znają mnie tu dobrze wszyscy, a nie jeden, choć starą i śmierdzącą, ucałował za dobrą nowinę. Bądźcie dobrej myśli, sprawię się należycie. Byłaby głupia, żeby z waszmością jeszcze stroiła ceregiele.
— Tylko pokornie z nią, zdaleka, bo wiesz że dumna jak królowa! rzekł mistrz — a nadewszystko ostrożnie.
— Bądźcie tylko spokojni! poznam ja ptaszka po