tem uczciwego domu, porwać z niego osobę już mnie za konsensem jej krewnych przyrzeczoną? — Waszmość mnie porwałeś moją własność jak zbójca — ja się naprzód bić będę — ja, ja — hola, dajcie mi szabli!
— Cicho mieszczaku! ozwał się ktoś z przyjaciół mistrza, nie masz prawa do szabli boś nie szlachcic, na kije chyba z tobą wystąpi z nas który.
Tymczasem spokojniejsi wszczynającą się wrzawę starali się zahamować, nie dając się do siebie zbliżać rozgniewanym, rozprowadzając ich. Hałas jednak rósł co chwila. W tem śmiała pani Twardowska wystąpiła z za męża i zawołała do p. Poraja i jego krewniaczka:
— Czego to Waszmość chcecie, i o co wszczynacie wrzawę? Komuż to z was przysięgłam na niewolę, że mnie swoją jak bydle kupione zowiecie? Jestem-li Waszmości córką, p. Stanisławie, żeś mną bez mej woli chciał rozporządzać? Jestem-li twoją żoną, panie Dominaszku, że się o mnie jak o swoją dopominasz? Co za prawo macie do mnie? jestem sierota, zrobiłam co chciałam — wy wydziedziczycie i rzecz skończona.
— Nie do ciebie mowa, szalona pałko, odpowiedział zajątrzony p. Stanisław, ale do tego co cię porwał. Precz białogłowo do kądzieli i garnków, a ty wystąp z szablą! Przypłacisz mi srodze to urągowisko, na jakieś mnie wystawił.
Mistrz, który, jakby go wcale obelgi groźby nie dotykały, milczał, dotąd uśmiechając się tylko, ozwał się nareszcie:
— Powoli, powoli! Trzebaż wprzódy, żebyście potańcowali na mojem weselu. — Hej, grajkowie, a nu w skrzypce!
Tylko co te słowa wyrzekł, wstąpili na ławy grajki z niemiecka ubrani, i jeszcze się p. Stanisław szamotał, jeszcze klął Dominaszek okropnie, gdy na głos czarodziejski smyczka, klnąc, wrzeszcząc, wywijając kijami i szablami wszyscy przytomni przytrzymując się, próżno usiłując ustać, poszli mimowoli w taniec sza-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.