Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

naukę, rozum, język i słowa na rozkazy, czary na pomoc, tysiąc tajemnych sposobów — ona tylko upor niewieści i potrzaskaną broń swoją, resztki niedogasłej dawnej miłości. Ale prędko w tej wojnie domowej ostatki jej spłonęły — wspomnienie tylko, jak czarny węgiel zostało — więcej szkodliwe niż pomocne. W końcu już tylko widywali się, żeby się kłócić, a djabeł, o! jakże się śmiał wówczas i poklaskiwał!
Raz wszedł on właśnie do komnaty mistrza, gdy ten spocony, rozgniewany, po długiej jakiejś sprzeczce z żoną, zadumawszy się ponuro siedział.
— Dobry wieczór ci mistrzu! rzekł. Dawnośmy się nie widzieli — ale, nowe sitko na kołku. Mógłbym myśleć, mimo twego ożenienia, że cię coś dręczy, tak jesteś smutny i taką widzę w tobie boleść. Miałyżby tak prędko przyjść już złe czasy?
— Jedno nic! jedno nic! odpowiedział Twardowski pocierając czoła — drobnostka, pewne domowe kłopoty, nieoddzielne od małżeńskiego życia, malum necessarium.
— Widzę ja wszystko co się dzieje, nie zmyślajcie przedemną, rzekł djabeł śmiejąc się. Czytam w twojej duszy, jak w liście do mnie pisanym. Pozwolisz-że mistrzu przypomnieć, jakie naówczas obiecywałeś sobie szczęście, gdym ja stale odradzał ci teraźniejszych związków?
— Nie myliłem się obiecując sobie szczęście; to są małe przechodzące chmurki.
— Chmurki te, mistrzu, codzień się stają czarniejsze, twoja żona straszniejsza co chwila — wiesz to sam dobrze, na cóż chcesz to ukrywać przedemną. t
— Któż ci powiedział, że temu przyczyną moja żona?
— Jeszcze pytania? a! na siódmą otchłań siarczystą, alboż zapomniałeś, że wiem zawsze o wszystkiem i nie opuszczam cię nigdy?
— Ha! kiedy wiesz wszystko, rzekł mistrz, no to dajże mi radę.
— Radę? teraz! zapewne! kiedyś się zabrał z nią