z domu, a szatan niewidzialny pozostał na czatach.
O! jakże niecierpliwie, odprawiwszy konie za miasto, sam w gospodzie pod Florjańską bramą ukryty, oczekiwał oznajmienia! o jak mu z gniewu, z oburzenia, z niecierpliwości serce biło i krew po wszystkich żyłach wrzała! Nareście nadleciał szatan, z uśmiechem prawdziwie piekielnej radości na ustach i rzekł tylko:
— Chodźmy!
Noc była pogodna i jasna, sunąc się pod ścianami kamienic, dostali się po cichu do ogródka na tyle mistrzowskiego dworu. Tu otworzyli furtkę, cicho przeszli ulicę i wkradli się niepostrzeżeni do izby, dotykającej wprost sypialni. Stanęli?
— Gdzież są? spytał drżąc mąż.
— Tu obok, odpowiedział djabeł, słuchaj tylko cierpliwie, przez drzwiczki dójdzie cię ich rozmowa. Dla ucha męża nie ma podobno ciekawszej w świecie, nad jego żony z kochankiem!
Twardowski unosząc ogromną szablę drżącą w jego ręce spotniałej, przysunął się do drzwi blady, zdyszany, nieprzytomny, i słuchał.
W sypialni była taka rozmowa:
— — Nieprawda, nieprawda, panie Krzystoforze! nigdym mego męża nie kochała!
Był to głos pani Twardowskiej, pierwsze te słowa mąż usłyszał.
— Ależ moja Agnieszko (był to głos gacha), dla niego przecie odmówiłaś tak bogatemu Dominaszkowi, zrzekłaś się po Porajach dziedzictwa! Ja to wiem wszystko! Dałaś się nareście wykraść, i to wielka ofiara.
— Żem odmówiła temu głupcowi Dominaszkowi.
— To nie dziw zapewne, przerwał głos gacha, ale zapisy Porajów! wioski, kamienice, kapitały! sto razy rozumniejsze od Dominaszka! tak rozumne!
— Twardowski był i jest bogatszy, niż Dominaszek i wszyscy Poraje — wyrachowałam się dobrze.
— Przecież wyznaj Agnieszko, nalegał znowu głos