wiodła żądza użycia świata? Do przesytu i zniechęcenia wszystkiem!
W głębi serca, choć się tego sam przed sobą wstydził, żal mu było najbardziej — Czego? zgadnijcie.
Oto chwil tych pierwszej młodości, chwil prostej wiary, cnoty i pobożności, owych chwil złotych, w których nie myślał nawet, aby mu życie kiedy tak szumnem a tak gorżkiem być miało.
Naówczas zdawało mu się że na zagonie ojców, w zagrodzie cichej, spłynie to życie w pobożnem rozmyślaniu, przechadzkach, cnotliwej miłości, pożyciu z żoną i dziećmi.
Później prawda śmiał się nieraz Twardowski z tego obrazu spokojnego szczęścia i zwał je szczęściem głupców; lecz skosztowawszy wszystkiego, gdy po wszystkiem, gorżki tylko smak został mu w ustach, wzdychał przecie za tem życiem; bo to jedno widział równie czystem u źródła jak u ujścia, to jedno nie miało mętów na dnie.
— Nacóżem tak bardzo oddalił się od przeznaczonego mi żywota? mówił do siebie. — Cóżem zyskał na zamianie? zgryzoty. Na grzędzie ojcowskiej byłoby mi tak spokojnie, tak swobodnie, tak cicho! Byłbym się nauczył cenić to, co dziś żadnego na mnie przez przesyt wrażenia nie czyni, ciszę, piękny widok świata; byłbym kochał wieś, wiosnę, naturę, byłbym szczęśliwy w ciszy, na poziomie, ale jednostajnie i bez zgryzot ciężkich sumienia. Żona moja byłaby zapewne jak moja matka — aniołem!!
Mimowolnie, Twardowski teraz, coraz częściej wspominał matkę; ile razy to czynił, było mu na sercu, jakby je kto pokropił balsamem.
Ale gdy spojrzał potem z tej przeszłości, którą od siebie odrzucił, pod nogi — widział piekło otwarte. Drżał myśląc że tam nie pójdzie z nim nawet wspomnienie matki, ani chwil dziecinnych, bo z potępionym do piekieł idzie tylko zgryzota i pamięć zbrodni.
I znowu, i znowu, mierzył myślą życie ubiegłe, i znowu wracał do tych chwil młodości, chwil religij-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.