nego zapału, chwil głębokiej wiary, gdy uczniem jeszcze będąc, składał pobożne pieśni do Matki Bożej i Świętych Pańskich, które dotąd lud pobożny śpiewał po kościołach jeszcze. — Kiedy wspomniał na uczucie z jakiem to czynił i czyste szczęście jakiego w zapale religijnym doznawał; podwójnie, dziesięćkroć, żałował że te chwile nie miały żadnego związku z dalszem jego życiem, a nić ich się zerwała.
Często i coraz częściej w podobnem dumaniu upływały mu całe noce, jeśli szatan nie opatrzywszy się wcześnie, nie poddał mu na miejsce tych myśli, innego jakiego zatrudnienia, lub chwilowo odurzającą nie opętał go rozkoszą.
Przy schyłku coraz smutniejsze stawało się życie mistrza; czuł zbliżającą się chwilę, w której go szatan miał porwać do piekła. Nieraz mu na myśl przychodziło ratować się czem od tej ostateczności, ale ile razy wspomniał na swoje grzechy, tracił zupełnie odwagę. Kamieniem przywalone miał sumienie.
Raz, tak noc całą przedumał Twardowski, porównywając swoje życie jakiego pożądał, z tem które mu los wyznaczył, przekonywając się co chwila, że wola i rozum człowieka nie są mu dostateczne do pozyskania szczęścia, że wybór jaki namiętność czyni, prawie zawsze jest fałszywy, i żal wiedzie za sobą.
Już piały koguty i ranek nadchodził gdy jeszcze mistrz sparty na dłoniach gorące swoje i poorane troskami czoło na poranny chłód wiosenny wystawiał i pełną piersią wciągał powietrze, aby się niem orzeźwić. — Napróżno!
W głowie były płomienie, żar w piersiach, które z trudnością poruszały się, jak stare zardzawiałe zawiasy zużytych wrót.
Pusto było do koła, tylko Maciek pająk snuł sieć swoją w oknie. Mistrz spojrzał na niego i rzekł w duszy:
— I on szczęśliwszy odemnie!
— Gdzież moja sława i co mi z niej? — gdzie życie moje i co mi z niego? gdzie moja mądrość, której poświęciłem tyle? Oto w tym czerepie oblazłym, który
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.