Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.

czy! będziesz się waszmość śmiał, gdy mu to powiem, ale mnie chodzi o osobliwszy zakład.
— Cóż to takiego! tobie o zakład chodzi?!
— Dozwolisz mi karczmę nazwać jak zechcę.
— Ho! a na cóż to tobie? Ja jej imie już dałem, zowie się Nowinka.
— Mnie chodzi jak rzekłem o zakład, nazwę ją po swojemu, a za to skończenie nic Waszej miłości kosztować nie będzie.
— Jakże ją nazwiesz?
— Jak mi się podoba.
— Przecież trzeba, żebym o tem wiedział, abyś mi w tem jakiego urągowiska nie uczynił, albo na ludzki ze mnie śmiech jej nie przezwał.
— Oto się waszmość nie bój, nazwę ją bardzo pięknie tak jak się zowie najsławniejsze w świecie miasto.
— Jakież przecie? powiedz mi.
— Nazwę ją — Rzym.
— Rzym! Osobliwa! zkądże ta myśl tobie? co to za zakład?
— To moja tajemnica! ale czy zgoda na umowę?
— No — zgoda! Jednakże pamiętaj aby jutro była gotowa, bo ja z siebie nie dam żartować!
— Jutro rano przybywaj tu waszmość do mnie.
— Przybędę!
— Możesz śmiało oznajmić mieszczaninowi, który wynajął karczmę, żeby przybywał! Nie będzie w niej i jednego ćwieczka brakować.
Szlachcic odjechał.


∗             ∗

Nazajutrz rano karczma stała gotowa, pokryta; mury były skończone, okna i drzwi powprawiane, ubite toki w izbach; nawet ogromny ogień palił się na kominie, a przy nim siedział nasz djabeł i grzał się.
Nad drzwiami na tablicy wielkiemi literami napisane było: Karczma Rzym.