Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdzież on jest? gdzie? spod ziemi go dobyć! — wrzasnął chorąży.
— Ja przyszedłem po rozkazy do jaśnie oświeconego pana — ciągnął dalej Wolski. — Natychmiast pogoń za nim zarządzę, ale naprzód trzeba brata, podłowczego Butryma, nacisnąć, bo nie może być, ażeby on o nim nie wiedział i z nim nie był w spółce.
— Wołać, niech mi go tu zaraz za uszy przyciągną! — odezwał się chorąży i podniósłszy głos ku przedpokojowi, krzyknął.
— Sawery! sam tu! Sawery!
We drzwiach hajduk się ukazał.
— Podłowczego Butryma dawaj mi tu natychmiast!
Mówiąc — sapał książę, kaszlał i miotał się w strasznym gniewie.
— Niech jaśnie oświecony pan już będzie spokojny — rzekł Wolski — ja w tym — nic złego stać się nie może. Na czasie odkryło się wszystko. Zaborska stara pomogła mi: to kobieta, co dla waszej ks. mości życie by dała.
O Faustynie Wolski nie wzmiankował. Chorąży musiał się zeprzeć na krześle, nogi mu dygotały, a usiąść nie mógł; nadto był jeszcze poruszony.
Mieszkanie podłowczego tuż się znajdowało, hajduk go znalazłszy w nim nie dał się nawet przeodziać i przyprowadził do księcia.
Spojrzawszy na księcia, Butrym, i zobaczywszy stojącego na boku Wolskiego, nie mógł już wątpić, że tu się na jakąś straszną burzę zebrało i że był o coś obwinionym.
Chorąży rzucił się nań z impetem.
— Gadaj! gdzie brat? gdzie ten zdrajca? coście z nim spiskowali?
Butrym nie namyślał się długo.

109