Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

łupie nikt się nie mógł podróżnego domyślać. Strzęsiono karczmy, kilka dworków; trwał ten alarm godzin kilka i Wolski z próżnymi rękami powrócił.
Pozostawił tylko swym pomocnikom i powiernikom instrukcje, aby na obcych uważali i o Butryma starali się dowiedzieć.
Stary Froim w czas został o tym uwiadomiony i zdążył Pawluczka skryć, a obawiając się powrotu o niczym nie wiedzącego Butryma, wysłał przeciw niemu Chaimka, aby go ostrzegł.
Tym sposobem ocalał Damazy i wprosiwszy się do klasztoru w odległej ciupce noc niespokojną przepędził.
Zaledwie powrócił Wolski na zamek, czekał go tam już rozkaz, aby się stawił do księcia. Zwykle chorąży zasypiał w krześle po obiedzie i dnia tego, choć nie bardzo spokojnym snem, się zdrzemnął trochę. Co chwila posyłał się dowiadywać, czy Wolski nie powrócił; a gdy ten przybył wreszcie, oznajmując, że śladu nie odkrył, rozgniewał się książę strasznie na niego, złajał go od ostatnich słów i przepędził.
W kwadrans potem kazał Wolskiego zawołać znowu. Wolski był już do tego przywykły. Książę, nieco udobruchany, rozpytywać począł, opowiadać kazał i odprawił znowu, zalecając, aby nocą pod zamkiem straże podwoić i nikogo obcego nie wpuszczać.
Wolski się zaklinał, że on tego łotra spod ziemi dobędzie. Szpiegi jego posypały się na miasteczko, ale ani Zaborska, ani nikt im najmniejszej nie mógł dać wskazówki.
Podłowczego nie pytano daremnie, gdyż Wolski wiedział, że nic z niego nie dobędzie. W kordegardzie, gdzie miał między oficerami przyjaznych sobie, czas mu upływał znośnie.

113