Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

hał i nie sprzeciwił — mieścił się w dwóch ubogich i brudnych izdebkach. Czynił to umyślnie; zazdrości obudzać nie chciał okazując zamożność, chociaż wiedziano, że znaczne już miał pieniądze. Chciwy, mieniał, co zebrał, na złoto i w garnku pod podłogą ceglaną, umyślnie na ten cel urządzoną — chował. Nosił się mimo skąpstwa czysto i nawet dosyć elegancko, bo przystojnym będąc do kobiet miał pociąg wielki, ale to był jedyny zbytek, jakiego sobie pozwalał. Zresztą, mieszkanie jego podobniejsze było do składu jakiegoś rupieci niż do porządnego ludzkiego schronienia. Nie pozwalał Wolski, aby mu sługa porządkował, bo nie chciał, aby wiedział, co po kątach chowa. Kosztowne podarki, których otrzymywał wiele, rzędziki na konie, siodła, sztuki płótna, sukna itp., ponakrywane były starą odzieżą. Izby się wydawały niechlujne i ubogie. Wytrwały na chłód, na głód, mało kiedy palić u siebie kazał, a żywił się nie w domu.
Wróciwszy z nieszczęśliwej wyprawy nie zajrzał nigdzie dnia tego, choć miał zwyczaj i nocami podglądać, gdzie się świeciło, a podsłuchiwać, drgnął tylko gniewem, zobaczywszy, iż u podłowczego ogień się palił, zamknął się na rygiel i spać się położył.
Naprzeciwko właśnie miał okna Zaborskiej. Tu najczęściej o tej porze ciemno już bywało, ale tego dnia okna wszystkie świeciły się bardzo jasno. Wolski wiedział, co to znaczyć miało.
Gdy się wszyscy porozchodzili, bardzo często książę chorąży, korytarzami wewnętrznymi, z jednym powiernikiem, hajdukiem Sawerym, wprzódy oznajmiwszy o sobie, przychodził do Zaborskich i tam, w towarzystwie przymusowym panny Faustyny, przesiadywał jaką godzinę baraszkując.
Na tych rozmowach i przypatrywaniu się dziewczęciu, głaskaniu pod brodę i przysuwaniu się do niej, chwy-

125