Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

Zaklinała go Faustysia, aby się na niebezpieczeństwo nie narażał; ale Butrym tak wesoło drwił z niego i tak je sobie lekceważył, że jej dodał męstwa.
Tymczasem zaraz pierwszą kartkę stróż nocny wyszpiegował. Butrym widział go nadbiegającego i — choć list dostał, ale na przyszłość droga już była zamknięta. Faustysia też, nim okno zamknęła, biegnącego człowieka zobaczyła i list przeczytawszy, natychmiast go spaliła, aby nie wpadł w ręce matki.
Wolski, dowiedziawszy się o nowej przygodzie, sam nie był pewnym, co ma z tym począć. Czy oznajmić księciu, czy pójść do starej Zaborskiej, czy nikomu nie mówiąc nic — urządzić pod oknami zasadzkę?
Niezmierne zuchwalstwo Butryma do wściekłości go doprowadzało, bo zdawał się z niego naigrawać.
Księciu o tym oznajmić, że się znowu nie udało schwycić śmiałka, było to tylko gniew jego ściągnąć na siebie.
Nagryzłszy się sam sobą, Wolski zżymając się i burząc poszedł do starej Zaborskiej. Zastał ją na konferencji z Szurską, a przy tej nic mówić nie chciał.
Szurska pogardzała Wolskim i niechętnie rozmawiała z nim; wkrótce też wyszła. Z miny posępnej Wolskiego poznała stara, że złego coś przynosił z sobą.
Zaśmiał się złośliwie.
— Cóż to? — rzekł — panna Faustynka na mnie skarży przed księciem?
Spodziewając się Zaborska tego wyrzutu, na odparcie go była nieco przygotowaną. Zaczęła od dosyć naturalnego śmiechu.
— A wiesz, jak to było? — odparła. — Książę ją przecie sam zagadnął, aby mu powiedziała: czy Wolski, chodząc do niej, nie zaleca się czasem? Faustysia się uśmiechnęła i tyle, że głową kiwnęła; oto i tyle.

138