Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wolałbym służyć choć za kata, niż tu gnić — rzekł zwolna się ożywiając Sępik.
— Utrzyma się on na nogach? — odezwał się Wolski do klucznika. Ten, latarkę postawiwszy na przymurku, pochylił się i Sępika za barki wziąwszy pomógł mu się podnieść. Niełatwo to przyszło; chwytał się zbój stróża, który musiał całą mocą na nogach stać, aby go nie opuścił. Na ostatek się dźwignął, ale zaraz o ścianę musiał się zeprzeć.
Nogi, choć nadwerężone w stawach, jeszcze go mogły utrzymać, a Wolski rachował, że odżywiwszy go i dawszy mu spocząć można było jeszcze przebiegłość zbója zużytkować; o jego chytrości i bystrości miał z dawna wyobrażenie może przesadzone.
Nie mówiąc do niego nic Wolski odezwał się do stróża:
— Wziąć go na górę do jasnego lochu, dać słomy świeżej i jeść do syta — rozumiesz? W komorze po więźniach płachty i sukmana się znajdzie; czyste mu wdziać. Zobaczymy, czy odżyje za dni parę.
To powiedziawszy wyszedł Wolski, gdyż powietrze go dusiło.
Rad nierad musiał czekać, aby się przekonać, czy z tego złamanego narzędzia, na które liczył, da się co uczynić.
We dwa dni potem przyszedł niecierpliwy do więzienia i kazał sobie otworzyć podziemie, do którego Sępika przeniesiono.
Różniło się ono wielce od tego, w które był naprzód wrzucony; trochę światła dawało okienko ponad ziemią, kamienny przymurek okryty słomą służył za łóżko. Próżna misa i drewniana łyżka, kawał nie dojedzonego chleba świadczyły, że go lepiej karmiono. Twardej natury człek cudownie tu się pokrzepił. Mógł już na nogach stać i wyraz twarzy rozbudzony, oczy jaśniejsze większą

150