Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

Wolski, przekonawszy się, że Sępik może odzyskać zdrowie i być mu użytecznym, poszedł wieczorem do księcia. Nie mógł go uwolnić bez wiedzy księcia; potrzeba było uzyskać zezwolenie.
Zaczął się więc skarżyć, że ludzi sprawnych nie ma i dlatego Butryma, uwijającego się po okolicy, nie może dostać.
— Gdyby jaśnie oświecony pan mi pozwolił — rzekł — ja bym z tego łotra Sępika zrobił takiego charta, jakiego mnie potrzeba.
Chorąży ramionami ścisnął.
— Oszalał! — zawołał.
— Nie, mości książę — nie ma jak tacy ludzie do takiej, jakiej ja potrzebuję, posługi. Złego już on dokazać nie może nic, ale dobrego wiele, bo taki zbój zna wszystkie nory i wszystkie sposoby.
Chorąży milczał, nie lubił puszczać na wolność, kogo raz trzymał, i dlatego może, aby potem wychodzący nie rozpowiadali, co z nimi czyniono.
Wolski zaczął nastawać mocno — wspomniał o Butrymie, jaki to niebezpieczny był zuchwalec: że ująć go koniecznie należało, aby nie oblegał panny i nie pokusił się, Boże uchowaj, na porwanie jej. Sępik mu do tego był koniecznie potrzebny.
— To go weź, do kaduka! — odpowiedział na ostatek chorąży — ale nie inaczej, tylko abyś go potem — gdy swoje zrobisz, na powrót posadził, bom ja słowo rzekł, że on zgnić musi, i łamać go nie będę.
Wolski przeciwko tej restrykcji nic nie miał; zgodził się na to, co książę postanowił.
Tegoż dnia z więzienia przeprowadzono Sępika, z kajdan go rozkuwszy, do mieszkań stróżów, których żywność i napój miał mu być dawany. Szło o to, aby jak najprędzej mieć z niego pomocnika.

152