Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

Pozwolił nawet Wolski, aby Sępik na miasteczko wychodził, na noc tylko do zamku powracając, aby tymczasem starał się czegoś dowiedzieć, rozpytać — rozpoznać między ludźmi. Sępik, który przed schwyceniem swym po okolicy dokazywał, a często jako dziad przebrany do Białej przychodził się rozsłuchywać, znał miejscowość dosyć dobrze. Miał zresztą przebiegłość tych ludzi, co życie strawili na wojowaniu z pogoniami i ściganiem, i łatwo się wszędzie umiał rozpatrzeć. Przyprowadzono mu Łobodę do pomocy, z którego naprzód ciągnąć począł, co mu było potrzeba. Sam on potem z nim wywlókł się do miasteczka i po szynkach chodząc języka szukał.
Nigdy może dawniej, gdy mu o własną skórę chodziło, nie był Sępik tak gorliwym, nie brał tak na kieł jak teraz. Chciał się zasłużyć, obiecując sobie, że zwolna obudziwszy zaufanie, i do lasu się będzie mógł dostać, i ludzi sobie w pomoc napytać.
Opisano mu Butryma jako tako, bo nie bardzo go kto widział teraz, oprócz Żydówki Chai. Sępik nie tylko jego, ale konia, i sługę, i kulbakę, sierść wierzchowca, suknie Damazego kazał sobie opisywać. Wierzchowiec na nieszczęście miał białą nogę, a Pawluczek gorąco rude włosy i twarz strasznie piegowatą.
Sępik, który w początkach na nogach się mógł z ciężkością utrzymać, gdy raz chodzenia spróbował, kija sobie dobrał i wprawiać się począł, choć kołysząc się i przechylając, coraz lepiej nauczył się stąpać. Łobodę, który go w początkach wodził, porzucił wkrótce i sam zaczął robić wycieczki do miasta.
Po długiej wstrzemięźliwości od piwa i wódki, gdy ich za pierwszym razem skosztował, zawróciła mu się głowa, ale potem odzyskał tę moc, jaką miał dawniej, że kwartę siwuchy mógł na raz wlać w siebie.

153