Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

dusznym dudkiem: wolę nim być, niż nie kochać nikogo i nie ufać nikomu. Dziej się wola Boża!
To mówiąc Damazy uśmiechnął się do brata, ręką skinął i konia, który, czując wilki, ciągle mu się rwał, chrapał i rzucał, puścił nareszcie. Białonóżka, poczuwszy cugle wolne, z kopyta cwałem poszedł i poniósł pana, skacząc przez krzaki zapamiętale, bo mu się zdało, że go wilcy gonili.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO