Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

wiłłowskie, o jakim świat i Korona Polska nie słyszała i drugiego mu podobnego widzieć nie miała. Jaką wagę do tego popisu możności swej przywiązywał chorąży — mówiliśmy; zdawało mu się, że tymi łowy postawić miał książęcy dom Radziwiłłowski na najwyższym znaczenia szczeblu, że dopełniał aktu politycznego, który mógł dla familii najświetniejsze za sobą następstwa pociągnąć.
„Poznają Radziwiłła!“ — mówił w duchu.
Zaledwie na listy rzuciwszy okiem, książę krzyknął na hajduka, aby mu natychmiast — eo instante, powołano podłowczego. Wolski zwał się wprawdzie łowczym, lecz teraz obowiązków tych nie pełnił — wszystko leżało na Butrymie.
Nim go zawołano, nim się stawił, książę po razy kilka się już o niego dowiadywał; a gdy go w progu zobaczył, zerwał się z krzesła, co było dowodem niesłychanego rozognienia, i ręce podnosząc począł wołać:
— Teraz pokaz, co umiesz! Jutro wszystek tabor, klatki, zwierz, psy — do Warszawy. Przodem wysłać, obejrzeć, co się dzieje na placu pod Ujazdowem, czy budują altanę, czy las sadzą... W drogę, na miłość Chrystusa Pana, w drogę, bo oto jeszcze w dodatku puszcza, a uchowaj Boże, sanna się popsuje.
— Mości książę — powleczemy się po błocie, a staniemy — rzekł Butrym, którego wreszcie ta cała wyprawa osobliwa także zajmować zaczynała. Było w niej coś szalonego, mogącego człowieka rozgorączkować.
Praeter propter, masz acan dwadzieścia cztery godziny czasu do wyrychtowania się w drogę: jutro musicie ze zwierzem i z ludźmi być już na gościńcu. A tu z dachów ciecze!...
Książę ręce załamywał.
— Będziesz acan gotów?

164