Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

— Z daleka, posłany jestem do księcia.
Niedowierzająco spojrzała nań Szurska.
— Jeśli wolno zapytać — dodał Damazy — kogo książę wziął z sobą?
— Jak to kogo? albo ja policzę jego dwór?
— Mam ja list od brata pani Zaborskiej — skłamał Damazy — ależ ta nie pojechała pewnie...
— Co? brat sobie ją przypomniał? po tylu latach? — odparła zdziwiona stara. — A, to cud! Ale właśnie, że Zaborska, która wcale jechać nie miała, bo ona tam nie była potrzebna — musiała też dla dozoru bielizny się wybrać.
Damazy o mało się nie zdradził, tak go ta wiadomość dotknęła.
— A! to nieszczęście! — zawołał.
— Co za nieszczęście? — odparła Szurska, która już chciała i rozmowy dokończyć, i z garnuszkiem do izby pośpieszyć — przecież z Warszawy powrócą.
— A Wolski pojechał też? — zapytał Butrym. Szurska się wpatrzyła pogardliwie w pytającego.
— Co acanu? i Wolskiego trzeba? — zamruczała — a jakżeby książę się tam obszedł bez niego?
I nie chcąc się już dać badać dłużej, nie patrząc na Damazego nawet, pośpieszyła z garnuszkiem do mieszkania.
Butrym stał długo w miejscu jak wkuty; dopiero stróże, którzy przyszli robić porządek na dziedzińcu, zmusili go do odwrotu.
Przytomny zawsze i prędki w postanowieniach, Damazy się znalazł tak niespodziewanie tymi zmianami pochwyconym, iż na czas jakiś stracił zupełnie władzę nad sobą.
Jak pijany wysunął się z zamku na powrót i powlókł się ku miasteczku, nie dbając o to, że tam na niego czy-

181