Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

hano. Teraz, gdy i Wolskiego nie stało w Białej, całej tej czeredy jego posługaczy, nie wyjmując Sępika, nie obawiał się wcale.
Wiedział zresztą, znając tych ludzi, że oni póty tylko krzątali się gorliwie, dopóki czuli nad sobą żelazną rękę, a zostawieni sami, musieli się zaniedbać i opuścić.
W istocie tak też było, że Sępik już w szynku siedział i zaskoczony odjazdem Wolskiego w sposób dla siebie bardzo przyjemny, myślał nie o ściganiu Butryma, ale o odzyskaniu swego skarbu i ucieczce na Węgry.
Butrym czuł się swobodniejszym, ale cóż mu po tym było? Faustysię pochwycono, książę ją wiózł ze sobą, a Wolski pilnował w drodze.
Namyślając się, co ma począć, Damazy poszedł do Froima z narzekaniem na swój los nieszczęśliwy. Stary Żyd ubolewał nad nim, rady mu skutecznej dać nie umiał. Jego zdaniem, nic nie było innego do czynienia, tylko spokojnie czekać, ażeby książę tu powrócił.
Butrymowi zaś wcale inne myśli przychodziły do głowy. Pomimo pewnego podobieństwa rysów między braćmi, Wolski go nie znał, więc i poznać nie mógł. Zdawało mu się, że w ślad jadąc za książęcym taborem i wypatrując sposobności zobaczenia Faustynki, kto wie? wśród tego tłumu, w zamieszaniu gdzieś, na drodze, w Warszawie, mógłby nie tylko się do niej zbliżyć, ale nocne wymknięcie się umówić. Wszystkie trudności podobnego przedsięwzięcia znikły mu z oczów, wmawiał sobie, że to było możliwym.
Nie chciał sobie tego wytłumaczyć niecierpliwością własną, która go zaślepiała; był przekonany, że plan usnuty był najrozumniejszym. Nie zważał na to, że matka w podróży córki nie odstępowała i na sam widok Damazego natychmiast by zaalarmowała służbę, że on sam siebie zdradzić i jego ktoś mógł wydać. Na ostatek

182