— Z taką matką? wszystko może być — odpowiedział podłowczy. — Nie chcę wierzyć i ja, ale oczy widzą moje wiele rzeczy, których wytłumaczyć trudno. Księżna chorążyna powzięła była zazdrość, próbowała, słyszę, ze dworu wydalić Zaborską i z córką. U ojca w Zawieprzycach dawała im miejsce. Doszło to do księcia: w pasję wpadł i do żony przez tydzień mówić nie chciał, a dąsał się, że go ledwie ksiądz biskup Riokur z nią przejednał. Zaborska została i jeszcze jej pensji przyczyniono.
Damazemu, który z głową obwisłą siedział, łzy się w oczach zakręciły. Ręką zamachnął nad głową i zawołał na głos wielki:
— O stokroć głupi, kto białejgłowie zawierzył, w ręce jej oddał szczęście swoje! Słowa ich pajęczyny, przysięgi ich mgły, które lada wiatr rozwieje. Mój Boże, mój Boże, pomyśleć tylko, aby ten anioł, ten ptaszek, to śliczne cacko popadło w ręce tego... bydlę...
Podłowczy usta mu zatknął ręką, nie dając dokończyć.
— Milcz, chceszli żyw być! — zawołał — nie wieszże, gdzie jesteś? że tu i ściany uszy mają, a kto się do lochu pod wieżą dostał, ten żyw nie wyjdzie! Siebie, mnie i ją zgubić możesz, człowiecze!
Damazy spojrzał mu w oczy ponuro.
— Mnie o siebie już nie idzie — rzekł — ginąć, no! to ginąć! Nie mam na co życia żałować.
Podłowczy, nic nie mówiąc, ruchami rąk i głową błagał go, aby milczał. Damazy w końcu uśmierzył się nieco. Nalał sobie kubek i wychylił go duszkiem.
Brat przysiadł się do niego i cicho szeptać mu zaczął:
— Nie gub siebie i mnie. Nie krwaw sobie serca. Wiesz już, co się święci; robić tu nie masz co: jutro na koń i precz jedź. Ty naszego dworu nie znasz: tu jeden drugiego szpieguje, śledzi, wydaje, a u księcia dosyć po-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.
17