Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

strony, z drugiej rzeczą prawdopodobną. Chciał i musiał też wiedzieć, gdzie był Wolski.
Wczorajszego znajomego, Szujki, nie dopytał tak łatwo, lecz rygor dworu już się był rozluźnił, ludzie mówili więcej i przystępniejszymi się stali; Damazy natrafił na gadułę starego, który przy lampce miodu całą podróż z Białej mu opisał i wszystkie jej dolegliwości. Napomknąwszy Butrym, że pono i kobiety z sobą wiózł książę, dowiedział się, że Zaborskie zostały na Pradze we dworze Branickiego z inną czeladzią, że Wolski też tu miał kwaterę, ale posłany do Ujazdowa, pewnie stamtąd chyba nocą miał powrócić, bo musiał budowania pilnować, nimby zwierz i fury nadciągnęły.
Około południa podszedł Butrym pod wskazany mu dwór Branickiego, który że nie wysoko podniesione okna miał, spodziewał się, krążąc pod nimi, trafem jakim może zobaczyć Faustysię i dać jej znać o sobie. Gdyby nie matka, ważyłby się był i wejść do niej, lecz matka mogłaby wrzawy narobić, a nawet dać go ująć. Strzec się więc musiał spotkania z nią.
Szczęście tego dnia nie posłużyło mu jakoś, z okien domu wyglądały łyse i w czepkach, stare i młode głowy różne — kobiet widać nie było. Nie mógł nawet z niczego wnieść, po której stronie miał ich szukać. Znudzony tym poszedł na miasto, ale i tu mu się nie lepiej powiodło. Już przez sam praski most pieszemu człowiekowi tego dnia przejść było wielką sztuką. Konno i z nahajką jakokolwiek między wozy, bydło i owce pędzone na rzeź, landary panów przejeżdżających do miasta, hajduków i kozaków, przebić się było można z biedą. Pieszy człowiek, za pośledniego zawsze uważany, był popychany, spędzany; musiał niemal przebojem cisnąć się i bijąc a razy odbierając pracować w pocie czoła; długi czas upłynął, nim się znalazł na drugim brzegu. W mieście też nielepiej było:

188