Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

Zwano ją madame Gilles. Była to żona Francuza, ogrodnika niegdyś hetmańskiego, zmarłego niedawno, Polka, wychowana u Branickich w domu, na swój stan bardzo edukowana, elegantka, chlubiąca się wielkimi łaskami pana. Dwuznaczny uśmieszek, gdy o tym mówiła i dodawała, że pani hetmanowa jej cierpieć nie mogła, co było powodem wyniesienia się z Białegostoku — dawał wiele do myślenia.
Pani Hortensja Gilles, średnich lat, dosyć jeszcze przystojna, ale z płcią bielidłami nadwerężoną, była osobą nadzwyczaj romansową. Czytała francuskie książki, marzyła tylko o miłości, interesowała się czule wszystkimi zakochanymi, mówiła tylko o sentymentach — i naśladowała w mowie, w ruchach, w ubraniu, w obyczaju świat ten wyższy francuski i sfrancuziały, na który z jednej strony patrzyła długo w polskim Wersalu.
Wypadek poznajomił ją z Zaborską i Faustysią. Mieszkały pod jednym dachem. Smutna twarz biednego dziewczęcia obudziła nadzwyczajne współczucie w pani Gilles. Domyślała się naturalnie jakichś cierpień miłosnych, gdyż dla niej one jedne istniały na świecie jako wszystkich utrapień przyczyna. Zaczęła więc z serdecznym politowaniem męczyć Faustynę, aby się jej ze swoich smutków zwierzyła, i umiała tak trafić do osamotnionej, zrozpaczonej, że ta jej (oszczędzając matkę) opowiedziała wszystkie nieszczęścia swoje, nie tając stosunku z Butrymem i zamiarów jego.
Pani Gilles przejęła się losem Faustysi z gorącością wielką. Dla niej było największą rozkoszą uwikłać się w awanturniczy romans. Chwyciła tę sposobność, gotowa dopomagać, pośredniczyć, zasłaniać i poświęcić się nawet sama dla tej pary kochanków. Zaborska naturalnie o niczym wiedzieć nie miała.

195