Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

Pierwszy raz w życiu zyskawszy taką powiernicę, dziewczę aż nadto wagi do tego przywiązywało — pociecha wstąpiła w serce. Pani Gilles uważała za święty obowiązek podać rękę à un amour malheureux.
Obie razem przeklinały obrzydłego starca i opłakiwały tę podróż, która nadzieje wszystkie wniwecz obróciła.
Gdy Bohuszewicz dnia tego nadszedł i zręcznie list wsunął Faustysi, ta po wyjściu jego natychmiast pobiegła na górkę do nowej przyjaciółki podzielić się z nią szczęściem swym i odrodzoną nadzieją.
Pani Gilles ofiarowała się sama iść szukać Damazego i z nim się umawiać, obmyślać środki ucieczki, do której pomoc obiecywała; lecz potrzeba było czekać, ażby się dowiedziały, gdzie się ów zbawca ukrywał.
Wieczór cały Faustysia spędziła u wdowy, która i uczucia jej, i nadzieje podsycała dolewając do nich ognia, marząc najniepraktyczniejszy w świecie skład okoliczności. Roztrzepana, roztargniona, zawsze rozgorączkowana, wdówka w sprawach serca nie widziała niepodobieństwa; i tę samą pewność zwycięstwa starała się wlać w strwożoną Faustysię. Zaborską zaś umiała tak łudzić powagą przybraną, opowiadaniem o swych stosunkach, rozmowami obojętnymi, że ta się niczego nie domyślała i Faustysi przesiadywać pozwalała u wdowy, ciesząc się tym, że dziewczę się rozerwie nieco.
Tymczasem zbliżał się dzień inwestytury, do którego się wszyscy przygotowywali jako do uroczystości od wieków nie widzianej a niesłychaną wspaniałością mającej świat zadziwić. Nie mówiono o niczym, tylko o tym jednym, a każdy starał się kątek sobie jakiś zapewnić, skądby choć część pochodu mógł widzieć.

Książę chorąży z kilku znaczniejszymi dworu swojego urzędnikami mieścił się w pałacu Radziwiłłowskim,

196