— A! bardzo asindziejom dobrze, co będziecie trzymać na poduszkach parę funtów jakich, ale chorągiew to nie żart!
Właśnie się zawieruszyło w pałacu o tę chorągiew, gdy do chorążego wpadł Wolski z impetem wielkim. Domyślał się książę, iż da mu znać o przybyciu zwierza i łowach, ale Wolski, cały w ogniu, począł od tego, że znowu chorążemu za służbę zaczął dziękować, z powodu że Butrym go słuchać nie chce i sobie nad wszystkim przywłaszcza zwierzchnictwo — sobie przyznaje całe meritum, jemu ani nosa wtrącić nie pozwala.
Książę tak był podrażniony, że o mało Wolskiego nie potrącił, ale ten nie obawiał się tego, bo czuł się w wielu sprawach niezbędnym, i zuchwale wykrzykiwać zaczął. Zniecierpliwiło to tak księcia, że diabłami klnąc, krzyknął:
— Bierzże komendę, bierz, trutniu jakiś, ale jak mi na jeden włos będzie chybionym, głową przypłacisz!
Wolskiemu tego tylko było potrzeba. Najtrudniejsza część, łapanie, zamykanie, przewożenie zwierza, było wykonane, skończone. Niedźwiedzie i łosie stały już w klatkach na placu pod Ujazdowem. Nie obawiał się faworyt nic, przychodził do gotowego, a spodziewał się, jako pierwszy łowczy, sowitego podarku od króla i królewicza. Przy tym szło mu i o to, aby się nie dać dźwignąć Butrymowi i pozyskać łaski księcia. Dopóki chodziło o trud, pracę i niebezpieczeństwo, patrzał przez szpary, teraz dopomniał się praw swoich.
Co z tego wyniknąć miało — niewiele się troszczył; domyślał się, że Butrym tak się zbyć i na podrzędne stanowisko nie da zepchnąć, owoc swej pracy oddając innemu, że konflikt z nim będzie nieuchronny; lecz gotów był nawet na gwałt i awanturę; szło mu o krescytywę. Sposobność była jedyna, a szedł wygodnie do gotowego, bo
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.
198