Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.

tych skarbach, co by to dopiero było! Wie Pan Bóg, co robi!
Rozmowa uczonego z magnatem tylko z pomocą Matusewicza i Kaszyca jakokolwiek iść mogła. Matusewicz też na uczonego trochę chorował, sprytu miał niemało, ale cały rozum i zdolności na wyrobki, procesy i intrygi polityczne obracał. W potrzebie jednak niezmierna zdolność i przytomność dozwalały mu taką grać rolę, jakiej po nim okoliczności wymagały.
Gdy Kaszyc powrócił do pokoju, w którym nasępiony chorąży siedział słuchając rozmowy starosty mińskiego z Matusewiczem, książę Udalryk zwrócił się ku niemu z uśmieszkiem:
— Wiecie najświeższą nowinę, której, gdyby prawdziwą nie była, uwierzyć by trudno?
Matusewicz potwierdził, iż była w istocie niesłychanie zdumiewającą.
— Cóż to tedy jest? — rzekł szambelan.
— Spotykam wszędzie sceptyków, gdzie tylko ją niosę, a wiem z najczystszego źródła. Oto królewicz nasz, którego księciem kurlandzkim kreować będziemy, wielką miłością goreje — i utrzymują wszyscy, iż ona go do ołtarza doprowadzi.
— Dla kogo?
— Otóż w tym jest węzeł gordyjski — rzekł książę Udalryk. — Zgadujcie.
Spiritus flat, ubi vult et amor idem — przerwał śmiejąc się Matusewicz.
Chorąży, z oczyma wpół zamkniętymi, siedział jak na niemieckim kazaniu.
— Kocha się w Krasińskiej, starościance nowomiejskiej, która jak Afrodyta piękną jest, to jej wszyscy przyznają — przecież Barbarą Radziwiłłówną zostać jej będzie trudno.

208