Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

Chorąży burknął.
— Co za gadanie? gdzie? co? żeby się książę kurlandzki miał z nią ożenić? Kochać się — małoż kochanek liczył August II?
— Przepraszam — przerwał Matusewicz. — Z tej rodziny jeśli królewiczówną nie zostanie, to niczym innym nie będzie.
Chorąży obejrzał się ku niemu tylko: Matusewicz oczy spuścił.
— A ja powiadam — skonkludował książę Udalryk — że zostanie księżniczką saską; książę Karol ma być rozmiłowany do szaleństwa.
— Król nie pozwoli — rzekł Kaszyc.
— Pytać się go nie będą, a potem — cicho szepnął starosta miński — będzie udawał, że nic o tym nie wie.
— Bałamutne są to wieści! — zakończył kwaśno książę chorąży — poniekąd czci domu królewskiego uwłaczające, zatem — lepiej by ich nie powtarzać.
Pożegnał się natychmiast książę Udalryk z gospodarzem i wyszedł, a chorąży długo za nim powiódł oczyma. Widać było, że był rad będąc od niego wyzwolonym.
Matusewicz pamięć i uczoność pochwalał, ale mu przerwał chorąży: — Na co mu się to zdało! Albo on uczonych nie mógłby mieć na usługi? Ani do palestry, ani na profesora Radziwiłłowi nie iść — śmiech tylko z siebie robi, regimentarzem będąc nad bibułą.
I splunął chorąży z pogardą i goryczą.
Zobaczywszy Kaszyca, gdy teraz już w poufałym kółku był, zapytał go o Butryma.
— Cóż ten jakiś? płacze bardzo?
— Łez nie widziałem, ale nad krzywdą swą boleje, boć czuje się nie bez przyczyny pokrzywdzonym.
Nie odpowiedział ani słowa chorąży.

209