Późno w noc Wolski, który cały dzień na Ujazdowskim Placu spędził, aby się obeznać z tym, co miał i czym potrzebował rozporządzać — przybiegł do pałacu Radziwiłłowskiego. Hajduk Sawery właśnie miał księcia kłaść do łóżka.
Zobaczywszy go książę zamruczał.
— A co? jużeś wyprawił komedię? hę? Już?
— Musiałem wszystko przyprowadzić do porządku — rzekł nie zmieszany Wolski. — Książę temu Butrymowi okazał cokolwiek łaski i powolności, a z nimi — pozwól kurze grzędy, ano zechce wszędy — już mu się zdało, że on tam najwyższym panem i hetmanem. Pod moje rozkazy nie łaska było. I tak hardo się stawił, żem go musiał nauczyć!
— Cóżeś go nauczył? — odezwał się trochę szydersko książę.
Wolski nie miał się z czym chwalić, do strzału pustego przyznać się nie chciał, zbył pytanie milczeniem.
— Niedźwiedzi wiele?
— Było dwadzieścia — rzekł Wolski, ale przez nadzór Butryma jeden w drodze padł.
— Łosi? — spytał książę.
— Sześć, mości książę — mało — ale temu też Butrym winien — mówił Wolski. — Już na Pradze wczoraj, słyszę, wilkowi jednemu dali się wyrwać z klatki, szczęściem, że Maksym za nim pogonił i ujął go.
— Żywcem?
— Żywcem — dodał Wolski. — Nieporządek był wielki w drodze; koni padło bez miary. Butrym...
— Dajże mi z tym kpem pokój — zamruczał chorąży — a pilnuj, aby potem Wolski nie był winien.
Spojrzał nań ostro książę, lecz na faworycie nie uczyniło to żadnego wrażenia. Po małym przestanku książę,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/212
Ta strona została uwierzytelniona.
210