Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

śmieszną stronę skarykaturowanych arii poważnych oper.
Oprócz już blisko pięćdziesięcioletniej Giovanny Casanova, dwoje Focarich, dwoje Vulcanich, Toscani, Conzacchi, Noë występowali na scenę w najdziwaczniejszych strojach, z gestami przesadzonymi, z krzykiem zamiast śpiewu, a treść tej birba trionfale tak była dziwacznie niedorzeczną, że w istocie do śmiechu pobudzić mogła. Rozumiejący i ci, co byli jak w rogu, za boki się trzymali, bo król jegomość się śmiał, a nie znajdować pociesznym tego, co jego bawiło, było obrazą majestatu. Nawet dosyć smutny chorąży ruszał ramionami i twarz wykrzywiał. Matusewicz, lubiący wesołość, na miarę jego królewskiej mości śmiał się potężnie.
Książę już dlatego, że się królowi mógł pokazać, nie znajdował złym, iż się do teatru przejechał, choć wrzaski, krzyki i muzyka niezwyczajna — drażniły go. Wodził tymczasem oczyma po sali, gdy — nagle wejrzenie jego utkwiło w jeden jej kątek przyciemniony i zapomniawszy się, kogo miał przy sobie, mocno w bok łokciem potrącił Matusewicza.
Gdy ten pochyliwszy się spytał o przyczynę, książę, skonfundowany, odpowiedzieć mu nie umiał. Matusewicz tylko zauważył, że był pod wrażeniem jakiegoś niezwyczajnego wypadku; twarz ponura wypogodziła się, oczy zmrużone zdawały się uśmiechać, usta składały się, jakby do kosztowania łakoci. Oblicze obok tego rozpromienienia wyrażało zdumienie.
Pomimo obietnicy swej: odwiedzenia Faustysi, chorąży, przez cały dzień niezmiernie zajęty, dojechać do niej nie mógł i to go tak czyniło smutnym. A tu właśnie, gdy się wcale nie spodziewał już jej widzieć — zobaczył w loży siedzącą, z nieznajomą sobie osobą, bardzo strojnie ubraną i poważnie wyglądającą.

213